czwartek, 7 maja 2020

Opowieść sześćdziesiąta ósma – Zapatones Wieczny Pielgrzym


Na jednym z budynków w Logroño, przy szlaku Camino Frances, jest dość szczególny mural. Nie wszyscy go zauważają, bo pojawia się za plecami wędrujących pielgrzymów. Przedstawia starszego mężczyznę z brodą, na którego torsie widnieją różne pieczątki – sello, jakie wbijane są do paszportu pielgrzyma Pierwsze skojarzenie i myśl, że to tylko wizja artysty, który stworzył ten mural. Jedna pieczątka jest jednak inna niż pozostałe: umieszczona w prawym dolnym rogu przedstawia wędrującego pielgrzyma razem z psem i osłem. Nie ma żadnego, jak na innych pieczątkach, napisu. Przypadek to? Czy coś znacząca pieczątka?


Ermita del Peregrino Pasante


Jest szczególne miejsce na trasie Camino Frances, miedzy Logroño a Navarrete. To znajdująca się w Parque de la Grajera wiata, o nazwie Ermita del Peregrino Pasante, a w niej Marcelino Lobato Castrillo – Zapatones. Od lat dziewięćdziesiątych uczynił to miejsce swoim miejscem pracy: zawsze ubrany w tradycyjny strój pielgrzymi, z bordonem (laską), różańcem, uśmiechniętą twarzą, z długą białą brodą, wita wszystkich pielgrzymów i turystów.


Przybija pieczątki, właśnie takie jak ta na muralu w Logroño, częstuje ciastem, owocami, za donativo, czyli co łaska i stara się mieć dla wszystkich, którzy go odwiedzają.



Do swojej pracy, z Logroño na skraju Parque de la Grajera, dojeżdża samochodem, oznakowanym podobnie jak przybijana przez niego pieczątka. 


Zdarza się czasami, że nie ma go w tym miejscu, a to oznacza, że wykonuje, nie wiadomo już, którą pielgrzymkę do grobu św. Jakuba w Santiago de Compostela.

Zapatones


Zapatones po hiszpańsku to kapcie, pogardliwe nazwanie nieeleganckich butów. Tak nazwała go jego córka, gdy zobaczyła go ubranego tak jak pielgrzyma i w grubych „nieeleganckich” butach. Urodził się w Regueras, blisko La Bañeza, w La Rioja, ale bardzo szybko został zabrany do Logroño, gdzie spędził większość swojego życia. 

Po raz pierwszy ten, chyba siedemdzisięcio-letni „jedn z tych szalonych ludzi, którzy chodzą po drogach”, przeszedł Szlak Jakubowy w 1972 r., mając 17 lat. Jak sam podaje, ​​rozmowa, którą odbył ze swoim przyjacielem Félixem Cariñanosem w 1970 r, zachęciła go do stawiania pierwszych kroków na Camino, ale nawiedzenie grobu św. Jakuba nie było jego głównym celem:
„Był już przede mną pielgrzymem. Zapytałem go, co najbardziej przykuło jego uwagę, i powiedział mi: w pobliżu Carrión de los Condes (Palencia) jest miasto z małym romańskim kościołem, którego górna część jest pełna tematów seksualnych. I rzeczywiście odwiedziłem tę świątynię i zweryfikowałem te informacje, że jeśli osoba, która ją zbudowała, trafila na  Inkwizycję, to skończyła przez spalenie na stosie ”.
Dalej stwierdzał, że:
„jak zrobili to geniusze tacy jak Dalí czy Picasso, to czy piękno rzeźby czyniło szkody społeczne, jeśli zweryfikowało to siedem milionów pielgrzymów, z czego trzem milionom które to widziały, sam im o tym powiedziałem”.

Przez dziesięć lat z rzędu, wędrował po Camino, zaczynając od San Juan Pied de Port, lub z Roncesvalles, a potem z różnych miejsc Hiszpanii i Europy. Czy przypuszczał, kiedy zaczynał pielgrzymować, że dwie dekady później otworzy i zamknie Święte Drzwi Santiago w towarzystwie króla i prezydentów wspólnot autonomicznych, że będzie pisał książki i wygłaszał wykłady oraz że jego wizerunek, bez wątpienia, będzie pojawiać się w większości książek o Trasach Concheiro?

„W 1999 r. zrobiłem szaleństwo, wędrując do Jerozolimy, Izraela, na Zachodni Brzeg, do Turcji i Grecji w towarzystwie osła i psa” – mówi.
Marcelino spędził również siedem miesięcy na pielgrzymce do Watykanu przez Bari, Rzym i Florencję. Po powrocie do Hiszpanii przeszedł jeszcze przez Santiago de Compostela, aby dotrzeć do celu jakim była Fatima w Portugalii.
„Miałem szczęście, ponieważ moi sponsorzy byłi zobowiązani do przygotowania i finansowania tych podróży, wiec je zrobiłem”. 

W2004 r. przewędrował 3200 km: Vía de la Plata, z południa Francji do Puente la Reina, z Viana do Castelo (Portugalia) do Santiago de Compostela, trzy razy z Santiago do Fisterra, z Madrytu i Javierada ... Credencial z tych pielgrzymek ma 14 metrow długosci i 870 pieczątek. Ostatna tego roku droga, przez Pontevedrę do Santiago, zakończyła pół wieku wędrówek, w których przeszedł 110 000 kilometrów.

Wędrówki  po Camino de Santiago stały się też koniecznością dla Marcelino Lobato, jako „statysty pielgrzyma”, wykonującego swoje zobowiązania wobec sponsorów. Kiedy przybywa do Santiago de Compostela, przez cały dzień, w tradycyjnym stroju pielgrzyma, stoi na środku Plaza Obradoiro, wita pielgrzymów, pozwala się fotografować, a czasem daje się zaprosić do wybranej przez siebie restauracji.

Opowiada o sobie:
„Mam bardzo dobre ciało i umysł, ale jest coś, co mówi mi, że twoje życie już się skończyło : moje nogi. Na zboczach cierpię i czasem płaczę, a ty musisz jechać do Camino, aby się tym cieszyć, gastronomią lub gdy wiewiórka skacze z jednego drzewa na drugie”.
Marcelino uważa się za uprzywilejowanego, że mógł czerpać tak wiele  radości ze swojej prawdziwej pasji: świata pielgrzymek, poszukiwań drogi do celu, natury i krajobrazu, a także całego świata filozofii, kultury, uczuć  i nastrojów ludzkich, które  na co dzień są głeboko skryte.  
Na pytanie jak długo jeszcze? odmawia wyznaczenia terminu ukończenia pielgrzymki.
„Dla mnie czas nie istnieje”,
wyjaśnia, podkreślając, że odrzuca nowe technologie z powodu obciążenia psychiki, jakie na nas wywierają. Podkreśla, nawiązując do swojego ulubionego miejsca, że ​​
„Camino jest jak narkotyk; ten, kto go dostanie, już z niego nie wychodzi, ale jest to narkotyk, który daje nam życie, bez względu na motywacje, bo każdy pielgrzym musi podróżować. Czym byłaby Pontevedra bez Virgen Peregrina?”.


Czy tylko on jest tym „wiecznym pielgrzymem”? Dzisiaj chyba już tylko on. Jeszcze kilka lat temu można było na szlakach do grobu św. Jakuba w samym Santiago de Compostela, spotkać nieżyjących już:
- Juana Carlosa Lema Balsas, który podobnie jak Marcelino, był często widoczny na Plaza Obradoiro na tradycyjnym stroju pielgrzyma,


- Miro Villamor, autor słynnego hymnu do Świętego Jakuba „Acogenos Seńor Santiago”.


Ale to już są inne opowieści.

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz